Dziewczyny inne niż wszystkie

W lipcu wchodzą do kin fińskie „Dziewczyny inne niż wszystkie”. Coming of age w dziewczyńskim wydaniu. Współczesny, wystarczająco lekki na wakacje, a przy okazji niegłupi film, który zagrzewa nastolatki do bycia wojowniczkami.
Chciałam zacząć od tego, że nikt kto nigdy nie był 18-letnią dziewczyną nie wie jak to jest. Po zastanowieniu myślę jednak, że nikt nie wie jak to jest, kto nią nie jest, tu i teraz. Zawieszone pomiędzy dziewczynkami z dziecięca fantazją i radością życia, a odpowiedzialnymi kobietami, jeszcze w okolicznościach szkoły, ale już podejmujące decyzje na całe życie, jeszcze dzieci spragnione bliskości rodziców i poczucia bezpieczeństwa, a już niezależne istoty.

Esa Illi – fiński reżyser, który w ubiegłym tygodniu skończył 54 lata – próbuje uchwycić ten czas. Jego bohaterki to cztery przyjaciółki Jessica, Aino, Taru i Jenny. Każda z nich dostaje szansę, żeby opowiedzieć o sobie, każda zmierza się z większymi lub mniejszymi demonami. Bliskość, miłość, odpowiedzialność, gniew, tożsamość, ciało, seks, śmierć, życie. Dorośli, którzy mają dla nich tylko gorzkie i bardzo okrągłe rady w stylu „kiedy księżniczka całuje księcia ten zmienia się w żabę”, „po to jest serce, żeby pękało”, albo są po prostu bezradni. Jak zrobić z siebie wojowniczkę, a jednocześnie nie zabić w sobie wrażliwości?
Film Illi nie odpowiada na to pytanie w poradnikowy sposób. Pozwala swoim bohaterkom uczyć się na swoich własnych błędach. Towarzyszymy przyjaciółkom przez cały rok maturalnej klasy. A film jest taki jak one: niespokojny, zaskakujący, odrobinę egzaltowany, trochę mroczny i pełen nadziei na przyszłość.

ansta